Dziś mamy 19 marca 2024, wtorek, imieniny obchodzą:

06 sierpnia 2022

Julia Hladiy z Kowalewa przekazała cenne znalezisko. Tysiącletni krzyżyk

fot. pow.

fot. pow.

Julia Hladiy, pochodząca z Kowalewa (gmina Szubin), postanowiła# związać swoje życie z Gdańskiem. Tam, od jakiegoś czasu, łowi bursztyny. W lutym tego roku znalazła jantar w kształcie krzyża, pochodzący z XII wieku. Swoje znalezisko oddała do Muzeum Bursztynu w Gdańsku.

Julia Hladiy przyznaje, że zawsze chciała znaleźć bursztyn, ale wydawało jej się, że trzeba po prostu mieć szczęście. – Żeby znaleźć średniowieczny artefakt – owszem – trzeba, ale żeby po prostu zebrać kilka małych bursztynków na pamiątkę, wystarczy być w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Od samego początku opisuję swoje wyjazdy na Instagramie i Facebooku Pyszczucha. Ostatnio temat morza i bursztynu dominuje w moich social mediach – oznajmia.
Jak mówi, początki jej połowów były dość zabawne. – Dostałam „cynk”, że znajoma znajomego potrzebuje pomocy. Utknęła na kwarantannie w Jantarze, bo złapała Covida. Pytała, kto zrobi jej zakupy. Słyszałam, że w Jantarze można znaleźć bursztyn, ale nigdy tam nie byłam. Niewiele myśląc, ustaliłam z mężem, że jadę na samotną wycieczkę na pół soboty, zrobiłam zakupy i wyjechałam z odsieczą. Z Gdańska do Jantaru jedzie się około godziny. Po przekazaniu zakupów poszłam na plażę. I rzeczywiście – znalazłam kilkanaście, może dwadzieścia kilka niewielkich bursztynów. Największy miał rozmiar paznokcia kciuka. Sprawiły mi ogromną radość i złapałam bakcyla. Cel „znaleźć bursztyn” przerodził się w „znaleźć większy bursztyn”, a potem doszły kolejne aspiracje – szukanie inkluzji i naprawdę dużych samorodków. Podobne marzenia ma wielu poszukiwaczy i poławiaczy – mówi.

Wzloty i upadki
Te zdarzają się w każdej dziedzinie życia, w każdej pasji – także w tej bursztynowej. Poszukiwania bursztynu to hobby sezonowe – latem szanse na znalezienie bursztynu maleją. Nie ma aż tylu silnych wiatrów, temperatura wody jest za wysoka. Zdarzają się wyjątki, ale najlepsza pora jest wtedy, gdy mało kto chodzi na plażę. I gdy wyjeżdżają turyści. Wtedy jest mniej przypadkowych znalazców. – Można więc powiedzieć, że technicznie wzloty są jesienią i zimą. A tak emocjonalnie – na pewno wtedy, kiedy znajduje się coś wyjątkowego. Niekoniecznie cennego, ale na przykład bursztyn o ciekawej kolorystyce czy fakturze. A upadki? Najlepszą i jednocześnie najgorszą częścią tego hobby są kontakty społeczne. Niektórym wszystko przysłania rywalizacja. To potrafi dzielić ludzi. Paczki formują się i rozpadają. Chyba jak wszędzie, ale emocje, które nam towarzyszą, przypominają nieco klimat z czasów gorączki złota – przyznaje Julia Hladiy.

W rodzinie siła
W pasję zbierania bursztynów „wkręciła się” córka pani Julii – Lilia. – Wzięłam ją ze sobą kilka razy na plażę zanim zabrałam się na poważnie za to hobby i zaczęłam szukać w nocy. Miała wówczas cztery lata, teraz ma pięć i wiadomo, że z takim małym dzieckiem nastawiałam się raczej na pokazaniu i przekazaniu swojej pasji niż na wybitnych osiągach. Lilia lubi ze mną przeglądać znalezione bursztynki i uwielbia ich wypatrywać na plaży. Jest w tym naprawdę dobra, potrafi zobaczyć nawet maleńkie okruchy – opowiada mama małej Lilii. Poławianiem zainteresował się także ojciec pani Julii – Jacek Wiśniewski z Kowalewa. – Mamy wspólny sprzęt – kilka podbieraków i latarek. Czasem zabieramy znajomych na połowy. Jest jeszcze moja mama – Anna Koenig-Wiśniewska, którą zainteresowała w pierwszej kolejności obróbka bursztynu, ale wkrótce potem złapała również bakcyla poszukiwań. Chyba nie znam osoby, która powiedziałaby „to nie dla mnie, więcej nie jadę”. Jak ktoś spróbuje, to koniec. To naprawdę wciąga. Mój mąż, Oleh Hladiy też mi czasem towarzyszy. Ale najczęściej zostaję z córką w domu, kiedy ruszam na połów. Dzięki jego wsparciu mogę realizować swoją pasję! – mówi z radością Julia Hladiy, która planuje nauczyć się też obróbki bursztynu i wyrabiać coś z własnoręcznie złowionych okazów. Teraz je kolekcjonuje, czasem komuś podaruje. Największy okaz z kolekcji pani Julii ma 30 gramów. Liczba jednogramowych przekroczyła już setkę. – Mam kilkadziesiąt bursztynów frakcji 2-10 g i kilka kilkunastogramowych – mówi.

Łowić każdy może
W teorii można znaleźć bursztyny na każdej nadbałtyckiej plaży. W praktyce są lepsze i gorsze miejsca na takie poszukiwania. Największe szanse są na terenach położonych na wschód od Gdańska, ale dużo poławiaczy skupia się też w Ustce i Kołobrzegu.
Żeby łowić, potrzebne są kalosze. Żeby lepiej się bawić, trzeba kupić rybackie spodnie – tzw. wodery lub – inaczej mówiąc – spodniobuty. Do tego podbierak, ale nie taki jak na ryby – on może się szybko złamać. Są osoby, które robią mocne podbieraki, specjalnie pod bursztyn. Muszą one być wytrzymałe, ponieważ bursztyn pojawia się w towarzystwie nasiąkniętych wodą ciężkich patyków.

Bursztynowy krzyżyk
– Kształt krzyżyka nie pozostawiał wątpliwości. To nie mogła być naturalna forma. Bursztyn nosił wyraźne ślady narzędzi. Nie miałam jednak pewności, z jak starym wyrobem mam do czynienia – tak Julia Hladiy mówi o swoim znalezisku z 1 lutego tego roku. Schodząc z plaży, napisała do archeologa Eryka Popkiewicza. On od razu wskazał na wczesne średniowiecze – XI-XII wiek. – Byłam w szoku, nie chciałam nastawiać się na jakieś niesamowite znalezisko. Pokazując bursztyn towarzyszącym mi poławiaczom, zastanawiałam się głośno, czy to prawdziwy skarb, czy może ktoś w zeszłym roku wyrzucił wadliwy wyrób – opowiada.

Wiele osób zastanawia się pewnie: skąd wiadomo, że krzyżyk jest tak stary? – Kształt krzyżyka jest typowy dla wczesnego średniowiecza, później przestały się takie pojawiać. W Gdańsku znaleziono już podobne krzyżyki, a ponieważ były z ziemi, datowanie było prostsze. Ten został dopasowany na zasadzie analogii. Krzyżyk nosił ślady narzędzi, nie był perfekcyjnie wyszlifowany, ale morze trochę go „wypłukało", było widać, że był rzeźbiony bardzo dawno temu – tłumaczy pani Julia.

Julia Hladiy przyznaje, że wyłowiła bursztyn metodą trałowania, czyli wodzenia podbierakiem po dnie „na ślepo”. – Wyłowiłam mnóstwo badyli, które zaczęłam ręcznie przebierać. Krzyżyk był praktycznie na samym wierzchu. Krzyknęłam głośno na jego widok, nie mogłam powstrzymać emocji. Chwilę później jakiś pan zadrwił nieco z mojej techniki poławiania, nie chciał być złośliwy, ale uśmiechał się pobłażliwie i zapytał, czy moje wysiłki dają jakieś efekty. Pokazałam mu krzyżyk. A on opowiedział mi, że ma w domu ciekawe odkrycie, ale jeszcze zastanawia się, co z nim zrobić – wspomina ten dzień poławiaczka bursztynów.

To pierwsze tak ciekawe znalezisko Julii Hladiy, choć już wcześniej znalazła XIX-wieczny fasetowany koralik z bursztynu. Również trafił do zbiorów Muzeum Gdańska, ale nie będzie na wystawie stałej. Może kiedyś, jeśli takich koralików znajdzie się więcej, posłuży do rekonstrukcji kolii.

Już w muzeum
Dlaczego krzyżyk trafił do muzeum, a nie do prywatnych zbiorów? – Tak naprawdę nie wolno mieć takich znalezisk w prywatnych zbiorach. Zabytki należy zgłaszać do konserwatora zabytków. Takie jest prawo. Nie mam z tym problemu – chcę wspierać polską kulturę i pomagać archeologom. Mogłam wybrać, do jakiego muzeum chcę przekazać swoje znalezisko – ale Muzeum Bursztynu w Gdańsku wydało mi się najlogiczniejszym wyborem, w końcu znalazłam go w tym mieście – na Wyspie Sobieszewskiej. Inaczej ma się sprawa dużych brył czy inkluzji. Te można sprzedawać, a także kolekcjonować. Jedynie zabytków, które mają wartość dla archeologów i historyków nie można ani przywłaszczać, ani wystawiać na sprzedaż – tłumaczy Julia Hladiy.

Jeśli chodzi o formalności związane z przekazaniem daru, Julia Hladiy miała wsparcie w Muzeum Bursztynu. – Musiałam podpisać dokumenty potwierdzające przekazanie artefaktu do muzeum, była przy tym inspektor ochrony zabytków. Pytano mnie o współrzędne miejsca odnalezienia krzyżyka, musiałam podać swoje dane oraz telefon kontaktowy, złożyć kilka podpisów. Ta część była prosta, każda ze stron dostała swoją kopię dokumentów i się rozeszliśmy. Czekanie na finalizację sprawy trwało cztery miesiące, a czasem bywa, że czeka się pół roku albo rok. Miałam wiele szczęścia. Ale szczęściu pomagałam, bo dzwoniłam to do muzeum, to do pani inspektor. Przypominał mi o tym mój znajomy, Grzegorz „Amber Maniak” Gadomski, o którego znalezisku również jest głośno ostatnimi dniami. Oddał on do muzeum neolityczny paciorek. Warto wspomnieć, że oboje otrzymaliśmy Karty Darczyńców, które upoważniają nas do darmowego zwiedzania wszystkich dziesięciu oddziałów Muzeum Gdańska. Oprócz tego należą nam się różne inne benefity. Muzeum przysyła darczyńcom kartki z okazji różnych świąt, zaprasza na spotkania. Publikacje, w których zostaną zamieszczone zdjęcia przekazanych darów, otrzymuje się za darmo – Julia Hladiy wylicza korzyści wynikające z przekazania daru. Warto też wspomnieć, że za znalezisko przewidziana jest nagroda pieniężna z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Do takiej nagrody zgłasza konserwator zabytków. Sprawa Julii Hladiy jest w toku.

Rozmówca nie wyraża zgody na komentowanie.

Źródło: 

Oceń artykuł: 50 17

Czytaj również

udostępnij na FB
0

Jak prawidłowo stosować antybiotyki? Nie przerywaj kuracji

Czy wiesz, jak prawidłowo stosować antybiotyki? Zapobieganie infekcjom i odpowiednie ich# leczenie pomogą zachować skuteczność leków i zapobiegać antybiotykoodporności.

(czytaj więcej)
0

Ćwiczenia policjantów i straży granicznej. Wspólne działania

Policjanci, wspólnie ze strażą graniczną, wzięli udział# w ćwiczeniach na terenie Portu Lotniczego w Bydgoszczy. Miały one na celu sprawdzenie i utrwalenie działań służb w odpowiedzi na realne zagrożenia, które mogą wystąpić podczas codziennej działalności lotniska.

(czytaj więcej)
0

Co nam mówi kod kreskowy? Czy prefiks 590 = Polska?

Kto odpowiada za kody kreskowe#? GS1 to międzynarodowa organizacja zajmująca się zarządzaniem systemem znakowania produktów kodami kreskowymi.

(czytaj więcej)
0

Terytorialsi na kolejnym szkoleniu. Kurs SERE był bardzo wymagający

Ucieczka, unikanie przeciwnika, przetrwanie w terenie to tylko niektóre #zagadnienia kursu SERE poziomu B, który w minionym tygodniu zrealizowało Centrum Szkolenia Wojsk Obrony Terytorialnej w Toruniu. W 5-dniowym kursie udział wzięło kilkunastu Terytorialsów z całego kraju, a zajęcia realizowane były m.in. na terenie borów Tucholskich.

(czytaj więcej)